» Kolejka wyjedzie do Brazylii?

Opole | Bolesław Bezeg | 10-09-2012, 02:40:32

Kolejka wyjedzie do Brazylii?

- Nie rozumiem dlaczego ktoś nie chce za darmo rolls-royca z darmową benzyną i kierowcą, a woli zatłoczony tramwaj – mówi Olgierd Mikosza, prezes spółki Mister, projektant systemu indywidualnej szybkiej komunikacji miejskiej.

- Proszę w skrócie przedstawić opracowany przez pana system Mister?

- To system taksówek napowietrznych jeżdżących po sieci prowadnic zawieszonych na nieco tylko grubszych latarniach nad ulicami. Po tej pajęczej sieci prowadnic śmigają absolutnie ciche 5-osobowe wagoniki.  Przystanki są bocznicowe, a więc nie wymagają zatrzymania całego systemu. Skrzyżowania są bezkolizyjne a linia ma dużo mniej skrętów niż sieć ulic.

Każdy wagonik ma swój autonomiczny system sterowania, wsiadając mówimy adres dokąd chcemy dojechać, a system wyszukuje najbliższy przystanek i nas wiezie. Przy wsiadaniu wkładamy kartę do czytnika, system stwierdza czy mamy środki na zapłacenie za kurs i rusza. Przy wysiadaniu potrąca kwotę za odległość i liczbę osób, i oddaje nam kartę.

Nie ma przystanków pośrednich, nie ma stania w korkach, jedzie się z punktu A do punktu B, bez zatrzymywania. Wagoników nie powinno brakować, bo cały system będzie utrzymywał gęstość około 100 wagoników na kilometr sieci, więc puste wagoniki będą odsyłane w miejsca, gdzie będzie ich mniej.

Taka sieć daje też możliwość korzystania z niej w nocy, kiedy może dostarczać towar do sklepów, czy odbierać kontenery ze śmieciami. Wszystko w hermetycznych pojemnikach. Pozwoliłoby to wyprowadzić z centrum miasta ciężkie dostawcze samochody.

- Minęło pięć lata od chwili, kiedy na opolskim Rynku zaprezentował pan prototyp swojej napowietrznej kolejki wagonikowej, która ma zastąpić w centrum miasta miejskie autobusy. Co się dzieje z tym projektem?

- Niestety sprawy mają się tak, że nie ma zbyt wielu sukcesów do zaraportowania na polskim froncie samorządowym i rządowym. Pięć lat temu zbudowaliśmy działający prototyp, w skali jeden do jeden. Ustawiliśmy go na opolskim rynku, aby mogli go zobaczyć ci, którym brak wyobraźni, którym nie wystarcza dokumentacja i obliczenia.

Oczywiście prototyp był dość słabej jakości, ale działało. Mieliśmy wtedy oferty szwedzkich biznesmenów z rejonu Skanii. Przedstawiciel izby gospodarczej tejże Skanii był tu w Opolu i powiedział: „400 mln zł? Nie ma problemu, załatwimy”. No i nie wiem, utopił się gdzieś czy rekiny go zjadły, ale ślad po nim zaginął. Po pieniądzach również.

I od tego czasu tak się borykamy. Wielka chwała dla prezydenta Opola pana Zembaczyńskiego, że ciągle popiera nasz projekt. Jako jedyny prezydent wojewódzkiego miasta miał odwagę i nie bał się, że go wyśmieją, a na pewno go za to poparcie wyśmiewali. Zaryzykował, owszem pieniędzy nie dał, ale może Opole nie jest tak duże.

- Ale dał wam teren…

- No właśnie: po pierwsze wspiera, po drugie pozwolił zbudować odcinek testowy i po trzecie z dużymi trudnościami w radzie miasta dał nam teren pod budowę tego testowego odcinka. Powiedział: „będziecie mieli pieniądze to budujcie”.

Ludzie złej woli, których w przeciwieństwie do tego co tu dawno temu Niemen w Opolu śpiewał, jest więcej, skutecznie blokowali kruczkami prawnymi przyznanie przez radę dzierżawy na ziemię. A przecież to nie jest tak, że moja spółka chce to sprzedać czy zastawić, nie zarobimy na tym ani centa. Dostaliśmy ziemię po dwóch latach  dzięki prezydentowi i radzie.

Unia Europejska przyznała nam 23 mln zł na budowę na tym terenie w Opolu centrum badawczo-rozwojowego. Znaleźliśmy inwestora ze Szwajcarii, który dawał drugie 27 mln zł. Razem projekt na 50 mln zł. To cóż zrobili nasi radośni urzędnicy z Ministerstwa Gospodarki od pana Pawlaka, który palcem nie kiwnął ,żeby wesprzeć projekt? Zablokowali inwestycję i przekazanie nam pieniędzy, wygonili inwestora ze Szwajcarii, który po sześciu miesiącach prób podpisania umowy powiedział, że zainwestuje te pieniądze gdzie indziej.

Nie mieści się w głowie ile głupoty i złej woli jest w tych polskich urzędnikach zarówno ministerialnych, jak i samorządowych w Opolu. Każdego mogę palcem pokazać. Ministerstwo mówi, że nie było raportu środowiskowego z Opola na ten tor certyfikacyjny. A nie było, bo pani Rabiega naczelniczka opolskiego wydziału ochrony środowiska ubzdurała sobie, że do naszego projektu testowego trzeba zastosować ustawę o kolejach i przewozie osób.

Mimo naszych uzasadnień, że odcinek testowy z kolejami i przewozem osób ma wspólnego tyle co z hodowlą ryb albo świń, czyli nic, nie udało się jej tego wytłumaczyć.

- No przecież kolejka ma służyć do przewozu osób?

- Ale nie odcinek testowy. Te przepisy dotyczą linii komercyjnych, przewozów ludzi kolejami czy tramwajami, spraw ekologicznych: hałasu, wibracji, bezpieczeństwa… Żaden z tych elementów do toru testowego się nie odnosi. Jednak ponieważ był wymagany raport środowiskowy zrobiliśmy go: 300 stron kosztowało kilkanaście tysięcy złotych.

Brak mi słów żeby skomentować w jaki sposób traktuje się projekt jakiego Polska w swej tysiącletniej historii nie miała. Bo ja śmiem twierdzić, że bez wątpienia żaden niebieski laser i inne wspaniałe wynalazki polskich naukowców nie przyniosły naszemu krajowi takich korzyści ekonomicznych jakie może przynieść mój system miejskiej komunikacji.

Na komunikację miejską wydaje się 2-3 proc. PKB, to w skali samej Polski są to już miliardy złotych. Na dodatek nie chcemy na to państwowych pieniędzy. Te, które nam przyznano z Unii Europejskiej przyznali nam unijni eksperci w Ministerstwie Gospodarki, którzy przeanalizowali nasz projekt pod względem technicznym i ekonomicznym i stwierdzili, że warto dać 23 mln zł z kasy unijnej, żeby to zrobić.

Niestety inny pokoik w tym samym ministerstwie doszedł do wniosku, że w interesie publicznym nie dadzą żadnych pieniędzy i nie podpiszą żadnej umowy, mimo, że dofinansowanie miało być w trybie retrospektywnym. Innymi słowy my też nie dostalibyśmy z tej kasy ani centa dopóki nie wydamy pieniędzy, nie rozliczymy ich i nie udowodnimy, że wszystko było zgodnie z przepisami.

- Mieliście obiecany kredyt?

- Mieliśmy inwestorów ze Szwajcarii, którzy dawali pieniądze, napisali promesę, dostarczyli wszelkie potrzebne dokumenty. Niestety te panie urzędniczki ministerstwa zakwestionowały projekt bo miały wątpliwości czy zagraniczny podmiot prywatny może zainwestować w polską prywatną firmę swoje własne pieniądze.

Doszliśmy do tego, że wydział wdrażania Ministerstwa Gospodarki napisał do Komisji Nadzoru Finansowego zapytanie czy to jest legalne. Trzeba być idiotą albo człowiekiem wyjątkowo złej woli, żeby coś takiego robić. Jak można dojść do stanowiska dyrektora wydziału w Ministerstwie Gospodarki, a nie rybołówstwa czy hodowli roślin, by mieć wątpliwości co do instytucji zagranicznego inwestora w polskiej firmie, co przecież jest powszechną praktyką w Unii Europejskiej.

- Ale spółka funkcjonuje?

- Spółka funkcjonuje tak, że mnie zatrudnia obecnie na jednej dziesiątej etatu, bo nie ma pieniędzy.

- To z czego pan żyje?

- Ze sprzedaży domu, który miałem po rodzicach. Sprzedałem go cztery lata temu, żeby wykonać prototyp i zgłosić patenty po całym świecie, a za resztę przeżyć do czasu aż projekt się rozwinie. Właśnie zjadam resztki z beczki miodu, którą otrzymałem w spadku.

- Jakie są przed panem perspektywy?

- Świetlane.

- Co jakiś czas obserwuję doniesienia prasowe z różnych miast, że pan Mikosza będzie pokazywał swoją kolejkę, a potem, że wszyscy są zachwyceni…

- No właśnie nie wszyscy. Najnowsza saga dotyczy Szczecina. To w tej chwili jest najlepsze miejsce, żeby bezkosztowo zrealizować pierwsze 10 km. Odpuścilibyśmy nawet ten tor testowy w Opolu i certyfikację zrobilibyśmy na odcinku szczecińskim.

Dlaczego w Szczecinie? Bo tam od 15 lat przymierzają się do budowy 6,5 km odcinka szybkiej linii tramwajowej, żeby połączyć prawo i lewobrzeżne części miasta. Parę lat temu ten projekt wyceniono na 800 mln zł, z czego połowa miała być ze środków unijnych. Dziś pewnie kosztowałoby to ponad miliard. Chcą tam zbudować 6,5 km linii tramwajowej, żeby wozić  50 000 kursów dziennie.

W lutym złożyliśmy do prezydenta Krzystka ofertę na piśmie, na którą do dziś nie ma odpowiedzi. Jak widać jeśli się jest prezydentem miasta to można bezkarnie łamać Kodeks Postępowania Administracyjnego. Dziwi mnie, że prezydent Krzystek nie zdaje sobie sprawy, jaka to byłaby okazja dla niego, gdyby za darmo dla miasta, czyli bez pieniędzy z kieszeni podatników, zrealizował coś co jest szybsze niż tramwaj, przewozi więcej ludzi i pod każdym względem jest lepsze.

Jedyne czego oczekujemy, aby szwedzki inwestor wyłożył na ten projekt 100 mln dolarów, jest obietnica miasta, że zamówi od naszej firmy te 50 000 kursów dziennie za 2,5 zł za kurs. Kurs będzie kosztował mniej niż ten tramwaj, który pewnie będzie kosztował 3, albo 4 złote, bo to szybki tramwaj, więc pewnie trzeba będzie płacić jak za ekspresowy autobus.

Oczekujemy by miasto dało warunkowe zamówienie, które mówi, że jeśli my nie dostarczymy usługi, to miasto nie ma zobowiązań. Dzieci w wieku czterech lat wiedzą co to znaczy „warunkowe” – jak nie zjesz kolacji, to nie będziesz oglądał bajki na dobranoc. Oczekiwałbym, że samorządowcy też to rozumieją.

Jest to potrzebne po to, by inwestor miał zapewniony minimalny zwrot poniesionych nakładów. Te 50 000 dziennie to bardzo mała ilość, tam na pewno będzie jeździć więcej ludzi. Zapotrzebowanie jest określone topografią i gęstością zaludnienia. W Warszawie na każdy kilometr trasy metra zapotrzebowanie oblicza się na 23 tys. ludzi dziennie.

W Szczecinie mówimy: „dajcie nam gwarancję na pięć tysięcy” czyli cztery razy mniej, a tak naprawdę zapotrzebowanie będzie podobne jak w Warszawie, bo jest tam podobna gęstość zaludnienia, a prawobrzeżny i lewobrzeżny Szczecin nie ma dobrego połączenia.

- Zbudowalibyście swój most?

- Tam jest już most drogowy i do niego byśmy się podłączyli, ale nie trzeba by budować torowiska, odwadniać go, ani co roku 10 mln zł do niego dokładać.

Unia teraz prze w kierunku likwidacji subsydiów dla transportu miejskiego, żeby był on rozliczany po kosztach komercyjnych. Dlatego Warszawa już miesiąc temu podniosła ceny biletów o złotówkę. Za dwa lata bilet w Warszawie pewnie będzie kosztował 6 zł. W innych miastach będzie podobnie. Już na Śląsku się podnosi o 15 proc. Samorządowcy wiją się jak piskorze jak tu sprzedać ludziom informację, że się im sięga do kieszeni po kolejną kasę.

W takim scenariuszu, my proponujemy Szczecinowi inwestycję wartą 250 mln zł za darmo.

- Kto wyłoży te 100 mln dolarów?

- Mając taki cyrograf z miasta o warunkowym zamówieniu przewozów, takie pieniądze wyłożą nasi partnerzy ze Szwecji. Z tym, że to nie są ci sami partnerzy, którzy obiecywali pieniądze na tor testowy w Opolu. To zupełnie nowe podmioty.

Tymczasem Szczecin chce wyrzucić 800 mln zł w błoto. Ale nie wiadomo dlaczego, bo nie ma wątpliwości, że ludzie by jeździli, bo już jest zapotrzebowanie. Więc zamiast, żeby miasto wydało te 800 mln zł, my proponujemy, że zrobimy szybszy, lepszy i za darmo. Jaki człowiek przy zdrowych zmysłach tego nie przyjmie? Albo inaczej: co musi śmierdzieć pod stołem, czego nie widać, że ktoś nie chce rolls-royca z darmową benzyną i kierowcą, tylko w zamian za to, że się ja jego samochodzie będzie wozić reklamy, a woli zatłoczony tramwaj?

Chciałbym ten projekt zrealizować w Opolu, tu już się z gąską witaliśmy, mamy prezydenta, który to popiera, choć jest zachowawczy i ostrożny, ale popiera i mimo tej zachowawczości jest bardziej postępowy niż pan Dutkiewicz z Wrocławia czy Grobelny z Poznania, którzy boją się w ogóle nawet rozmawiać o tym projekcie.

- To co dalej z pana projektem?

- W tej chwili pojawiły się trzy zainteresowane miasta z Brazylii, a od jednego już dostaliśmy zobowiązanie do zamówienia 5 000 kursów miesięcznie i już trwają przygotowania do opracowania projektu. Nie wykluczam więc, że wzorem XIX-wiecznych polskich wynalazców i inżynierów spakuję się i pojadę realizować swoje projekty w Ameryce Południowej. A Polska pewnie będzie kupować dużo gorsze licencje od Anglików. Jednak nasi włodarze będą się z tym czuli dużo lepiej, bo to będzie angielski produkt, a nie polski.

- A w Anglii gdzieś już funkcjonuje taki system?

- Tak, na lotnisku Heathrow funkcjonuje pierwszy komercyjny system komunikacji wagonikowej o nazwie Ultra, który zalicza się do tej samej klasy PRT czyli Personal Rapid Transit czyli indywidualny szybki transport. Z tym, że tam to funkcjonuje jako wózki golfowe jeżdżące po ciężkich estakadach.

To jest dlatego gorsze rozwiązanie, że jak parę miesięcy temu spadło w Anglii dużo śniegu, to cały system stanął, bo wózki nie potrafiły podjechać na zaśnieżone pochylone odcinki estakad. W moim systemie wszystkie pochylnie są wyposażone w zębatki i takie rzeczy się nie dzieją. Na dodatek mój system jest tańszy, bo metr estakady waży 50 kg podczas gdy w systemie angielskim metr estakady to 500 kg. To musi być droższe, choćby robili to z papieru.

W Polsce moglibyśmy wybudować 2500 km takiej sieci w 40 miastach, w których byłoby to ekonomicznie uzasadnione, za pieniądze od prywatnych inwestorów. To będzie dla nich interes, bo ludzie będą chcieli tym jeździć. Bo kto by chciał jeździć zatłoczonym, zasmrodzonym autobusem, marznąć w zimie mając do wyboru klimatyzowaną, ogrzewaną taksówkę, którą dojedzie w to samo miejsce nie za 50 a za 5 minut? Jak się okaże, że to się zwraca, to znajdzie się wielu chętnych inwestorów.

Zobacz także:

zobacz komentarze (0) | Ocena: 0,0 | Głosów: 0 | Odsłon: 2263


  • Gościu skomentuj tego newsa:
    IP: daa3a526ab202f3136850533b0c2d3a1
    Jeżeli chcesz wysłać komentarz wciśnij "Enter". Nie chcesz przepisywać kodu z obrazka? Zarejestruj konto już teraz!